Kiedy wybierałem się z przyjaciółmi do Grand Chotowa Hotel*** SPA & Resort koło Dębicy z ciekawością zerknąłem wcześniej na ich stronę internetową. Co znalazłem: informację, że to idealne miejsce na wypoczynek, że są tu nowoczesne pokoje, czeka na mnie profesjonalna obsługa i mogę zobaczyć niesamowite atrakcje. No, ale ja jechałem tu coś zjeść? Poza zdaniem, że Restauracja Szlachecka przyciąga swoim niepowtarzalnym, wyjątkowym i doskonałym smakiem, a jej personel zadba o najwyższy poziom obsługi nie było nic. Bo zdanie, że potrawy przyrządzają od podstaw przy użyciu świeżych i naturalnych produktów widziałem już na wielu stronach.
Tylko wiedza, że kucharzami są tam dwaj prawdziwi artyści, których umiejętności w tworzeniu „magii na talerzu” miałem już okazję sprawdzić w innych restauracjach trzymała mnie na duchu. I rzeczywiście to co pojawiło się na stole – trzy dania przygotowane przez Łukasza Marcina Karnasiewicza i Sławomira Szurę potwierdziły, że ta eskapada była ze wszech miar dobrym pomysłem.
Talerze eleganckie, z efektownie ułożonymi potrawami, z dodatkami. Tak więc najpierw „jadły” oczy. Przemyślanie zestawione kolory, mocne akcenty zieleni, co przy daniach mięsnych – tonacje brązowo-bure - jest bardzo wskazane i potrzebne. Potem nos – zapach dobrze połączonych elementów, obficie podsypanych ziołami i przyprawami. Wszystko jednak w dobrych proporcjach, bez zbędnych dominacji. I wreszcie to co najważniejsze język czyli smak.
Zacznijmy od żeberek z dzika. Piękny kawał mięsa ze sterczącymi kośćmi, wsparty na gołąbku ziemniaczanym, otulony kawałkami podpiekanego buraka. Feeria smaków. To danie – dosłownie – zniknęło z talerza błyskawicznie dzielone po równo, aby każdy mógł delektować się jego smakiem. Kruche mięso, prawdziwie wiejski farsz ziemniaczany gołąbka w kapuście i buraczki, które dopełniały kompozycję.
Potem olbrzymi placek ziemniaczany przełożony na pół – z kleksem wiejskiej śmietany na górze - skrywający gulasz z sarniny, a do tego zestaw trzech sałatek. Placek taki jaki lubię nie za gruby, nie za cienki. Jego brzegi były lekko podpieczone, chrupały w ustach. A sarnina? Sarnina się w nich wręcz rozpływała, delikatne mięso, aromatyczne w gęstym – mięsnym, a jakże – sosie.
I na koniec piękna kompozycja z bohaterką dania - wątróbką gęsią upozowaną na, taka tak nie pomyliłem się – klasycznym podkarpackim proziaku. Całość ładnie udrapowana, uzupełniona skarmelizowanym jabłkiem i wzmocniona czerwienią pestek granatu.
To była uczta prawdziwa, ze staropolski rozmachem olbrzymich dań, za bardzo, bardzo rozsądną cenę. Chotową już kiedyś odwiedziłem, ale w pamięci nic z tej wizyty nie pozostało. Teraz mogę polecić tę restaurację w ciemno. Z jednym zdaniem ze strony internetowej Grand Chotowa Hotel zgadzam się zupełnie: „każda wizyta w Restauracji Szlacheckiej będzie wyjątkowa”. My zaliczyliśmy już pierwszą! I mamy nadzieję, że informację o tych dwóch, kulinarnych „magikach” znajdziemy szybko na stronie hotelu. Bo warto!