Gdyby cukiernicy chcieli stosować tradycyjną technologię ich wytwarzania, to te drożdżowe ciastka z różnym nadzieniem musiałyby kosztować przynajmniej 4-5 zł za sztukę, a nie 60-90 groszy, a taka cenę proponują niektóre sieci handlowe. A jeżeli kupimy ich odpowiednio dużo to dyskonty (w 2018 r.) potrafiły sprzedawać produkt pączkopodobny nawet za… 38 groszy sztuka. Brrr.
Strach myśleć co w jego wnętrzu się znajdowało. W nadzieniu było 15% owocu, a oprócz tego m.in. koncentraty roślinne z marchwi, winogron i aronii. Brr.
Dlatego też firmy cukiernicze wykorzystują uproszczone, ale rzemieślnicze metody produkcji pączków. Umożliwiają one ich masowe wytwarzanie, kiedy nachodzi Tłusty Czwartek i gwałtownie rośnie apetyt Polaków na słodkie smakołyki na ostatki, przy zachowaniu rzetelności składu. Dzięki temu dobrego pączka możecie już znaleźć i za 2 zł. Ale taniej nie radzę szukać. Lepiej mniej, a lepszej jakości.
Przypomnijmy, historyczne przekazy świadczą o tym, że już w XVI wieku na dworach magnaterii, szlachty i zamożnych mieszczan na ostatki smażono na tłuszczu słodkie racuchy, bliny i placki. Ówczesne pączki nie przypominały smakiem, a nawet wyglądem dzisiejszych, pulchnych ciastek z aromatycznym nadzieniem. Wówczas formowano je z ciasta chlebowego, nadziewano słoniną i smażono na smalcu.