Wydarzeniu artystyczno-kulinarnemu, jaki jest Restaurant Week, towarzyszą Ambasadorowie Dobrego Smaku, którzy odpowiedzialnie testują proponowane przez Szefów Kuchni zestawy dań. Oto kolejna z nich, ręką Anny Drajewicz podpisana:
Ta burza mózgów zaowocowała ciekawymi smakami potraw, przygotowanych na Restaurant Week. Szef Kuchni Restauracji Oranżeria (Hotel Rzeszów, ul. Piłsudskiego 44) Rafał Warda wraz ze swoją załogą, z właściwą sobie pasją wirtuoza, stworzył dwa wyjątkowe zestawy dań.
Przystawka z serka koziego ze sprytnie umieszczonym musem miętowym, wywołała u mnie spontaniczne „wow”. Efektu dopełniał kawior z pomarańczy, otoczony chmurką ziołową. Świeżość dania podkreślały jego kolory i listki buraczka. Na talerzu spotkało się kilka interesujących smaków, wykwintnie podanych; nie mogłam jednak oprzeć się wrażeniu, że forma wzięła górę nad walorami gastronomicznymi dania.
Natomiast były one niezaprzeczalne w głównym: łososiu smażonym, podanym z quinoą, dyskretnie wzbogaconą zielonymi łodyżkami. Dodane puree ze skorzonery było wyśmienite. Ale największą niespodzianką dla mnie okazał się smak sosu z pieczonych cytrusów – rewelacyjny, jednak prawdziwym majstersztykiem było jego połączenie z rybą. Dopiero wtedy odkryłam „sekret” wirtuozowskiej kompozycji! Danie wybitne.
Skosztowałam drugiego dania głównego – schabu z kością (z menu pierwszego, mięsnego), w otoczeniu ciemnego sosu demi. Sos miał ciekawy smak, intrygująco wyglądał chips z tapioki, natomiast mięso, choć dobrze smakowało, było twardawe. Brązowość bazy potrawy rozweselały wesoło pomarańczowe kleksy puree z marchewki i soczysta zieleń brokułów. Ogólnie wszystkie potrawy zasłużyły na szóstkę z plusem, za piękne opracowanie kolorystyczne i wiosenne akcenty.
I wreszcie wisienka na torcie, czyli deser. Zaskoczył nowatorskim podaniem, wynikającym z niewątpliwej fantazji Szefa Kuchni. Wymykające się szablonom tiramisu; krem „rozlany” był falą, pomiędzy kawowymi biszkoptami, i ograniczony czekoladowymi trójkątami słodkich herbatników. Słodkość opisanych rogatek podbijały jeszcze pyszniące się karminową barwą żelki. Rozkoszne niebo w gębie…; każdy może – według swoich preferencji – dobrać poziom słodkości, zanurzając w jedwabistym kremie albo żelki, albo arcysłodkie herbatniki, bądź urzekające pierwszą wiosenną świeżością truskawki.
Anna Drajewicz